Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechać.
— Dokąd?
— Tego nie wiem jeszcze, prawdopodobnie do hacjendy!
Pośpieszyłem zpowrotem tą samą drogą, którą przyszliśmy tutaj; zanim się jeszcze wydostaliśmy z lasu, zobaczłem Wellera, jadącego wdół wąwozu. Niebawem dotarliśmy do naszych koni; wyprowadziwszy je z gęstwiny, co tchu popędziliśmy do pierwszego wąwozu, aby ukryć się za skałą, przy jego ujściu do głównej doliny. Jeśli Weller pojechał wdół doliny, to musielibyśmy go zobaczyć; jeśli zaś nie ukaże się, to znaczy, że celem jego jazdy była hacjenda!
Czekaliśmy mniej więcej kwadrans; Weller nie nadjeżdżał; wobec tego postanowiłem go śledzić. Przychodziły mi do gływy rozmaite przypuszczenia. Przedewszystkiem roztrząsałem, czy Weller pokaże się otwarcie, czy też uda do hacjendy potajemnie. Przychylałem się do drugiego przypuszczenia, gdyż był on na pewno pośrednikiem między wodzem a mormonem. Jeśli rozumowałem słusznie, to musiał się zejść z Meltonem na jakiemś odosobnionem miejscu. Gdybym znał to miejsce, mógłbym ich podsłuchać i dowiedzieć się może o całym planie! Czy można było odszukać miejsce ich spotkania? — Tak, ale do tego trzeba pośpiechu. Nie tracąc więc czasu na dalsze rozmyślania, ruszyliśmy tak szybko, jak tylko droga pozwalała; dopiero gdy dostaliśmy się na grunt miękki, mogliśmy zwolnić nieco, bo zauważyłem po tropie, który tu był bardzo wyraźny, że Weller jechał powoli. Należało czuwać bacznie, gdyż za każdym zakrętem mogliśmy na-