Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

północnej horyzontu. Skoro zbliżyliśmy się ku niemu, rozeznałem na jego skraju potężne drzewo, wyrastające koroną ponad wszystkie inne.
— Uff! — odezwał się starszy brat. — Oto przybyliśmy znowu do znanej okolicy. Jest to las Wielkiego Dębu Życia. Teraz mój brat będzie wiedział dokładnie, jak ma jechać; omylić się nie może absolutnie.
— Dobrze! — odpowiedziałem. — Więc tutaj się rozłączymy, a ten Dąb Życia niech będzie także miejscem naszego spotkania. Po sześciu dniach będę tu oczekiwał waszego ojca i jego wojowników!
Następnie udzieliłem młodszemu bratu jeszcze raz wyczerpującej instrukcji, dokładnie opisałem miejsce, na którem miałem się spotkać z Winnetou, nakoniec dałem mu broń, odebraną mormonowi, ażeby ją wręczył ojcu, jako podarunek ode mnie. Zapewnili mię oboje, że będą jechać bez przerwy, aż do wieczora dnia następnego. Kusili się bowiem o przebycie leżącej przed nimi drogi nie w trzech, a dwóch dniach.
Wszyscy troje byli zaopatrzeni w suszone mięso; teraz podzieliliśmy prowianty; ja i starszy Mimbrenjo otrzymaliśmy zapas żywności na dwa dni, co było mi bardzo na rękę, gdyż polowanie mogłoby nas zdradzić i tracilibyśmy na nie czas tak cenny. — Po odjeździe naszych gońców położyliśmy się do snu, gdyż nie mogliśmy wiedzieć, czy jutrzejszej nocy znajdziemy czas na spoczynek. Tutaj zaś byliśmy tak bezpieczni, że żaden z nas nie potrzebował czuwać. —
Obudziwszy się następnego poranka, stanęliśmy przed podwójnem zadaniem. Po pierwsze, należało znaleźć obóz Yuma; temu odpowiadała pora dnia; po dru-