Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sennor, mówisz w gniewie, a gniew oślepia! Niech pan pomyśli o swoich współziomkach! Wyjechałem naprzód, ażeby zawiadomić hacjendera o ich przybyciu; oni wszyscy polubili pana bardzo i niepokoją się o los pański. Sennor stanie się tutaj ośrodkiem, około którego będą się gromadzić wychodźcy! Niech pan sobie przedstawi rozczarowanie tych poczciwców, skoro się dowiedzą, że pan nie przyjął posady i odjechał, nie pożegnawszy się z nimi!
W ten sposób wyszukiwał najrozmaitsze powody, jakie tylko wydawały mu się odpowiednie do zatrzymania mnie, ale napróżno. Gdy się wreszcie przekonał, że jestem niewzruszony, uderzył w ton gniewu:
— Dobrze więc; jeśli pan chce koniecznie zdeptać nogami swoją dolę, to nie mam nic przeciwko temu; ale w każdym razie jest to poprostu bezgraniczna niewdzięczność z pańskiej strony względem mnie! Zająłem się sennorem i przewiozłem go za darmo aż tutaj, a pan teraz, gdy chcę widzieć owoce mojej dobroci, odchodzisz sobie, jakgdybyś mi nic nie zawdzięczał!
Zapytałem go zimno i obojętnie:
— Czy sennor chcesz mnie zmusić do przyjęcia tego tak zwanego szczęścia?
— Nie! Mam tego dosyć! Możesz pan się wynosić do stu djabłów! Skoro jednak pan nie pozostajesz, to będę mu towarzyszył kawałek drogi.
— Dlaczego?
— Hacjendero oświadczył, że jeśli pan nie zostaje, to on nie ścierpi pana na swoim gruncie. Chciał przecież rozkazać parobkom, ażeby sennora wyprowadzili za granicę jego posiadłości. Ponieważ jednak już raz się pa-