Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Byli to dwaj chłopcy i kobieta; oczywiście nie mogłem ich rysów dokładnie rozpoznać; może bardziej odpowiadałoby im miano młodzieńców. Nie mieli strzelb, tylko łuki, z których wypuszczali od czasu do czasu strzały ku swoim napastnikom; strzały jednak padały za blisko!
Mężczyźni przeciw chłopcom, przeciw bezbronnej kobiecie! Jacyż to mogli być mężczyźni! Chyba tylko ostatni łajdacy! Zdecydowałem się natychmiast pacholętom dopomóc, gdyż było jasnem, że chodziło tu o życie. Ażeby jaknajmniej wystawić się przytem na niebezpieczeństwo, musiałem zaskoczyć napastników w chwili, gdy lufy opróżnią z naboi, a więc zaraz po wystrzale.
Wróciłem przeto do konia i wskoczyłem na siodło. Sztuciec Henry’ego wziąłem w rękę, rozluźniłem rewolwery za pasem i czekałem. Strzały padły jeden po drugim, a prawie równocześnie pędził już mój koń wzdłuż skały, zakrętem, wprost ku nim. Widok mój tak ich zaskoczył, że, skamieniali, patrzeli na mnie z oczekiwaniem, dopóki nie zatrzymałem się przed nimi.
Biały był człowiekiem średniego wzrostu, odziany w prosty ubiór meksykański; ktoby choć raz ujrzał jego niezwykle ostre, charakterystyczne rysy twarzy, ten nie zapomniałby ich nigdy. — Za pasem miał zatknięty nóż i pistolet, a w prawej ręce trzymał dopiero co wystrzeloną jednorurkę.
Czerwonoskóry był podobnie ubrany, tylko głowę miał nienakrytą, a w długie zawiesiste włosy wpięte orle pióro, oznakę godności wodza. Z za pasa sterczała mu rękojeść noża; strzelba jego była również