Strona:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dząc odpoczynkiem, jak gdyby tamtego skrzypka znużonego odprowadzono do domu, a natomiast zjawił się inny, świeży, wypoczęty, gotów grać do upadłego.
Tańczono więc znowu, bawiono się w gry — znowu tańce, potem pauza — wielka pauza! Podano ciasta, ogromne kawały pieczeni, wyborne salcesony, pasztety z siekanki, zdroje piwa. Wszystkiego było dosyć, aż do zbytku, jak przystało na uczciwy dom obywatelski. Lecz gdy skrzypek urżnął Drabanta, nadeszła uroczysta chwila! Stary Fezziwig podał rękę swej małżonce i stanął na czele ogromnego węża. To mi, panie, robota! prowadzić dwadzieścia kilka par młodych, rozbrykanych ludzi, którzy chcą tańczyć, a nie wlec się noga za nogą.
Lecz chociażby ich było dwa, trzy razy więcej, państwo Fezziwig daliby sobie radę. Fezziwig podskakiwał, komenderował, podrygał, kręcił się tak fertycznie, takie dziwne wyrabiał gęsta, że zawstydził niejednego z młodych.
Uderzenie jedenastej położyło koniec tej zabawie. Pan i pani Fezziwig stanęli u drzwi salonu, przyjaźnie podając rękę każdemu z gości, który się oddalał, wszystkim życząc świąt wesołych. Gdy pozostali sami w kole domowników, powtórzyli im życzenia, rozdali kolędy, pożegnali serdecznie. Ucichły radosne głosy, a subiekci udali się na zasłużony spoczynek.
Przez cały ten czas Scrooge, ten prawdziwy Scrooge, kręcił się, jak gdyby już postradał zmysły. Duszą i sercem brał udział w zabawie, do której