Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Szkoda, że nie było chorągiewek, Pip! Ale czy były, czy nie było ich, jest to rzecz tego rodzaju, że lepiej już nie mów o tem swej siostrze... trudno! Mówić o tem nie należy, choćby dlatego, żeś zrobił to bez złego zamiaru. Posłuchaj Pip, co ci powiem, jako prawdziwy przyjaciel. Tylko prawdziwy przyjaciel może tak mówić z tobą... Tylko prostą drogą wybijesz się z pośród ludzi, krzywą nigdy. Tak, Pip, nie trzeba kłamać, i tylko wtedy żyć będziesz spokojnie i umrzesz szczęśliwy.
— Ale nie gniewasz się na mnie, Józiu?
— Nie, przyjacielu! Co się zaś tyczy tego, żeś tak brzydko ich oszukał... nagadał im o cielęcych kotletach i psach... radzę ci szczerze, Pip, abyś dobrze nad wszystkiem pomyślał i pomodlił się, kiedy pójdziesz do siebie na górę... To wszystko, przyjacielu! Nigdy więcej nie czyń tego.
Gdy udałem się do małej izdebki, pomodliłem się i rozmyślałem o radzie Józefa, byłem w bardzo przykrem usposobieniu; długo jeszcze po ułożeniu się do snu; myślałem o tem, jak źle wychowanym wydałby się Estelli kowal Józef, ze swymi wielkimi butami i grubemi rękami. Myślałem o tem, że Józef i moja siostra siedzą zawsze w kuchni i że ja zawsze z kuchni idę spać, a pani Chewiszem i Estella nigdy nie siedzą w kuchni i stoją znacznie wy-