Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy chcesz mi wierzyć, Grez, że mnie prócz ciebie niczego więcej nie potrzeba.
Przypatrywała się siostrze, nie odrywając oczu.
— Dołożyłam wszystkich starań — odpowiedziała Grez — dalej iść już moja sztuka nie może. Wiem, żeś nigdy tak piękną jak teraz, nie była!
— I tak szczęśliwą — odrzekła tamta.
— Wkrótce będziesz jeszcze szczęśliwszą! Alfred i ty urządzicie się wygodnie i będziecie żyli wesoło i bez troski.
Ona uśmiechnęła się.
— Życie przedstawia ci się świetlanem marzeniem, widzę to po twych oczach. Mam nadzieję, że będzie ono takiem i jestem temu bardzo rada.
— No — rzekł doktor, wchodząc — czy wszystko gotowe? Alfred nie może przyjechać przed północą, trzeba więc, abyśmy się do tej pory rozweselili. Popraw no ogień, Briten! Niech płonie jaśniej! Wszystko na świecie głupstwo, córeczko; prawdziwa miłość i wierność głupstwo! Będziemy i my błaznowali i przygotujemy Alfredowi wesołe spotkanie! Ze wszystkich tych głupstw jedno uznaję — ciągnął stary doktór, z dumą lubując się obiema panienkami — a mianowicie, że jestem ojcem ślicznych córek.