Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siedzącego za stołem i nieustannie uśmiechającego się do Klemensi, od chwili gdy weszła.
— Cóż nowego, Klemmi? — spytał Briten.
Klemensi opowiedziała mu wszystko, czego się sama dowiedziała, on zaś życzliwie wysłuchał jej słów. Przez te trzy lata Briten znacznie zmienił się na lepsze: wyzdrowiał, utył i poweselał. Przedtem wszystkie rysy jego twarzy zdawały się, jakby zmięte, obecnie wygładziły się i rozprostowały.
— Niedługo Snitczy i Kreggs znowu przedłożą rachunki — zauważył, ciągnąc fajeczkę — a my znów będziemy świadkami.
— Panie — zawołała jego piękna współtowarzyszka, pocierając i gładząc łokcie jak zwykle — kiedy nastąpi moja kolej?
— Jaka kolej?
— Wyjść za mąż — objaśniła Klemensi.
Benjamin wyjął fajkę z ust i parsknął śmiechem.
— Nie, tego się nie doczekasz! rzekł — biedna Klemm!
Jej podobała się ta uwaga i z całej duszy zaśmiała się sama.
— Tak sądzisz, że to nie nastąpi?
— Z pewnością. Kto cię weźmie? — rzekł pan Briten, biorąc znowu fajkę.
— Dlaczego? — zapytała dobrodusznie Klemensi. Pan Briten przecząco pokiwał głową.
— Najmniejszej nadziei! rzekł.