Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boję się, że straszniem się zmieniła na gorsze — odpowiedziała Grez, śmiejąc się i zaczynając żywiej pracować. — Jakiż to wyjątek, ojcze?
— Oczywiście Alfred — odpowiedział doktor — zawsze chciałaś, aby nazywano cię jego żoną i trzeba było ustąpić. Jeśliby los się zmienił, zdaje się, że nie pomieniałabyś tego tytułu na tytuł hrabiny, czyżto nie dziwne!
— Rzeczywiście dziwne — spokojnie odrzekła Grez.
— Czy sama tego nie pamiętasz? — spytał doktor.
— Nieco sobie przypominam — odpowiedziała, — ale trochę niewyraźnie. — Było to już tak dawno! — i zaśpiewała starą miłosną piosenkę, nie przerywając roboty.
— Kiedy Alfred będzie miał żonę — mówiła — wtedy nastąpią dla nas szczęśliwe dni. Trzyletnia moja opieka kończy się, Merion; obowiązki były lekkie. Oddając ciebie, powiem Alfredowi, żeś go zawsze kochała i moja opieka okazała się zbędną. Wszakże można to powiedzieć, moja droga?
— Możesz mu powiedzieć, Grez — odpowiedziała Merion — żeś spełniła swoją obietnicę jak można najlepiej, wzniośle i święcie, że z każdym dniem coraz więcej cię kocham i coraz serdeczniejszą miłością!