Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybycie jego było niespodzianką, ale nie mogłem ukryć. Trzeba przygotować się na jego przyjęcie.
— A prędko będzie? — pytała znowu Merion.
— Może nie tak prędko, jakbyś tego sobie życzyła, ale w każdym razie obliczymy: dziś czwartek; będzie prawdopodobnie akurat za cztery tygodnie we czwartek.
— Za cztery tygodnie — cicho szepnęła Merion.
— Szczęśliwy dzień, uroczystość zdawna pożądana nastąpi wreszcie — wesoło rzekła Grez, całując siostrę.
Merion odpowiedziała jej bolesnym uśmiechem. Z miłością patrzyła na siostrę, słyszała jej łagodny głos, mówiący o przyszłem spotkaniu i wzrok jej zwolna rozjaśniał się radością i nadzieją.
Przeglądało w nim jeszcze coś, czemu trudno nadać nazwę. Nie było to upojenie, ani tryumf lub uniesienie — uczucia te nie objawiają się tak spokojnie. I nie tylko miłość i wdzięczność wzbudziły to uczucie, choć miłość i wdzięczność wywołały je, uwolniwszy od zmysłowych pobudek. Oczy jej płonęły a drżące wargi przejawiały silne duchowe wzburzenie.
Doktor Dżeddler, mimo swej filozofii, której i tak musiał często w praktyce odstępować i wyrzekać się (co zdarzało się i największym