Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przed rozejściem się powiedz mi, kto był ten człowiek leżący w ciemnym pokoju na łożu śmiertelnem?
Duch przeniósł go znowu pośpiesznie, gwałtownie w okolice giełdy.
Nie zatrzymali się nigdzie, chociaż Scrooge błagał go o chwilkę zwłoki.
— Poczekaj przez litość. Wszakże to dom, w którym ja mieszkam, tu jest mój kantor, pozwól, niech zajrzę, niech się zobaczę takim, jakim będę w przyszłości.
Duch wskazał ręką w przeciwnym zupełnie kierunku.
— Mój dom jest tutaj. Dlaczego każesz mi iść gdzie indziej?
Nieubłagana ręka nie zmieniała drogi; Scrooge pobiegł jednak, zajrzał przez okno. Zawsze był tam kantor, lecz już nie jego. Inaczej był urządzony, inaczej oświetlony — kto inny siedział na jego miejscu. — Duch ciągle wskazywał drogę.
Scrooge poszedł za nim niespokojny, lękliwy, zadawał sobie ciągłe pytania, co się z nim stać mogło, co się przytrafiło. — Tak rozmyślając, stanął wraz z przewodnikiem u żelaznych sztachet, podniósł głowę. Cmentarz!
Cmentarz! — Tu zapewne, w głębi ziemi, spoczywa nieszczęśliwy, którego nazwisko miał poznać.
Duch wiódł go po krętych ścieżkach cmentarza, wpośród grobowców, pomników, kamieni i innych oznak żalu, pamięci, cnót, zwycięstw, chwały, szlachetności i t. p. Wreszcie zatrzymał się i wskazał na