Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o to, wcale nie o to chodzi. Fezziwig mocen jest w swym zakresie uczynić nas szczęśliwymi; ulżyć i osłodzić nasze obowiązki, lub je pogorszyć i utrudnić, wyrządzić nam przyjemność, lub przykrość. Czy ta jego władza leży w czynach, czy w słowach, czy w spojrzeniach, czy też w rzeczach tak nieznaczących, tak małych, że zważyć ani ocenić się nie dadzą, wszystko to jedno.
Szczęście i radość, jakie nam sprawia jednym wyrazem, jednem spojrzeniem, jedną małą przyjemnością, jak naprzykład wieczór dzisiejszy, jest tak wielkie, tak ważne, jak gdyby niezmierne kosztowało sumy.
Tak rozumując, Scrooge podniósł głowę i ujrzał przenikliwy wzrok widma, zwrócony na siebie; zatrzymał się.
— Cóż ci jest? — zapytało widmo.
— Nic nadzwyczajnego — rzekł Scrooge.
— Jednakże wydajesz mi się pomieszany, niespokojny, no, powiedz śmiało!
— Nic — nic, oto! widzisz — rzekł Scrooge, — pragnąłbym z całej duszy powiedzieć parę słów memu buchalterowi. To i wszystko.
Sobowtór zgasił ostatnią świecącą w sklepie lampkę, a Scrooge i duch znaleźli się nagle na świeżem i chłodnem powietrzu.
— Czas upływa, — moja godzina się zbliża — rzekł duch. — Dalej!
Wyrazy te nie były zwrócone ani do Scrooge’a, ani do kogoś, kogoby mógł widzieć, wszelako miały skutek niechybny; Scrooge ujrzał znowu siebie. Był nieco