Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko pustem tłem, zdolnem odbić w swych ramach cząsteczki rozerwanych myśli Scrooge’a, ręczę wam, że każdy kafelek przedstawiłby wyborną kopję głowy starego Marley’a. „Głupstwo!“ zawołał Scrooge, „głupstwo!“ i zaczął chodzić wzdłuż i wszerz pokoju. Powtórzywszy i ten spacer kilkanaście razy, siadł znowu. W chwili gdy spuszczał głowę na wezgłowie fotelu i podniósł oczy do góry, wzrok jego padł przypadkiem na wyszły oddawna z użycia dzwonek przybity nad kominem, a który dla niewiadomych mu celów połączony był drutem z piwnicą. Z nadzwyczajnem zdziwieniem, z niesłychanem przerażeniem ujrzał, że dzwonek, w chwili gdy nań spojrzał, zaczął się poruszać, zpoczątku bardzo wolno, łagodnie, wydając dźwięk cichy, stłumiony, potem coraz silniej, gwałtowniej, wreszcie wszystkie dzwonki w całem mieszkaniu zabrzęczały jak na alarm.
Trwało to krótko, — pół minuty, najwięcej minutę; ale ta minuta była dla Scrooge’a godziną. Dzwonki, tak jak zaczęły, tak się też zatrzymały, wszystkie naraz. Dźwięk ich ustąpił miejsca odgłosowi metalicznemu, wydobywającemu się z otchłani, jak gdyby ktoś przeciągał długi żelazny łańcuch po wszystkich beczkach złożonych w piwnicy winiarza. Przypomniał sobie wówczas Scrooge, jak mu w dzieciństwie opowiadała niańka, iż w domach, gdzie się pokazują duchy, ciągną one za sobą zawsze więzy i okowy.
Drzwi piwnicy otwarły się z przeraźliwym łoskotem, słyszał dokładnie odgłos łańcuchów wydobywający się wgórę, zatrzymujący się w sieni, rosnący na