Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z tajemniczą miną winowajcy porąbał w kawały warsztat szewcki. Panna Pross trzymała świecę — jak gdyby przyświecała morderstwu — do czego zresztą nadawał się doskonale jej ponury wygląd. Natychmiast przystąpiono do całopalenia, poprzednio roznieciwszy w kuchni ogień (warsztat porąbano na drzazgi) zaś ćwieki, skóry i niedokończone trzewiki zakopano w ogrodzie. Niszczenie i ukrywanie jest czemś tak ohydnem dla ludzi uczciwych, że pan Lorry i panna Pross, spełniwszy ten czyn i usunąwszy jego ślady, czuli się i wyglądali jak sprawcy ohydnego mordu.


Rozdział dwudziesty.
Prośba.

Kiedy nowożeńcy wrócili do domu, pierwszą osobą, która zjawiła się z życzeniami, był Sydney Carton. Zaledwie parę godzin byli u siebie, a już oznajmiono jego przybycie. Wygląd, spojrzenie i maniery Cartona nie zmieniły się, ale Karol Darnay dostrzegł w nim, ku swemu niepomiernemu zdumieniu, coś jakby szorstkie przywiązanie, co było dlań nowością.
Przy pierwszej sposobności Sydney zaciągnął Darnaya pod okno i powiedział tak, żeby ich inni nie słyszeli.
„Panie Darnay, chciałbym zostać pańskim przyjacielem“.
„Mam nadzieję, że już jesteśmy przyjaciółmi“.
„Bardzo pan łaskaw, mówiąc w ten sposób. Ale to się tylko tak mówi, w przenośni. Ja zaś nie chciałem mówić w przenośni. Mówiąc, że chcę być pańskim przyjacielem, chcę nim być w istocie“.
Karol Darnay zapytał go — co było zresztą zupełnie zrozumiałe — z całą życzliwością, co on przez to rozumie.
„Jak mi życie miłe“, powiedział Carton z uśmiechem, „przekonuję się, że łatwiej mi to zrozumieć, niż dać panu do zrozumienia. Ale spróbuję. Przypomina pan sobie ten słynny wypadek, kiedy to byłem więcej pijany — niż — niż zazwyczaj?“
„Przypominam sobie ten słynny wypadek, kiedy to pan zmusił mię do przyznania, że jest pan pijany“.
„I ja to pamiętam. Przekleństwo tej chwili widocznie ciąży na mnie, bo nie mogę o niej zapomnieć. Mam nadzieję, że będzie mi to policzone owego dnia, kiedy dnie przestaną mi się już liczyć! Niech się pan nie niepokoi. Nie będę prawił kazania“.
„Nie niepokoję się bynajmniej. Pańska powaga nie jest tem co mogłoby mię w panu niepokoić“.
„A!“ powiedział Carton, niedbale machając ręką, jak gdyby chciał to od siebie odsunąć. „W tym pijackim wypadku, o którym powyżej (jednym z bardzo licznych, jak panu wiadomo), byłem nieznośny ze swoją gadaniną, czy