Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Owszem, mogę. Powiem jej, jeżeli pan sobie tego życzy“.
Maniery pana Cartona były tak niedbałe, że można je było nazwać nonszalanckiemi. Stał zwrócony bokiem do więźnia, z łokciami opartemi o barjerę.
„Bardzo o to proszę. I serdecznie zgóry dziękuję panu!“
„Czego“, zwrócił się Carton do Darnay’a, „oczekuje pan?“
„Wszystkiego, co najgorsze“.
„To najmądrzejsza rzecz, jaka pan może zrobić, i, niestety najbardziej prawdopodobna. Ale mam wrażenie, że to, iż udali się na naradę, jest już pewnego rodzaju nadzieją“.
Ponieważ zatrzymywanie się w przejściu było surowo wzbronione, Jerry nie słyszał nic ponadto. Odszedł więc, pozostawiając ich obu, tak podobnych z twarzy, a tak różnych zachowaniem, odbitych w lustrze zawieszonem nad nimi.
Półtorej godziny wlekło się długo w tłumie złodziei i bandytów, chociaż starano się skrócić czas zimną baraniną i piwem. Pożywiwszy się, jak inni, Jerry przysiadł niewygodnie na schodach i zdrzemnął się, gdy wtem wrzaskliwy tłum, pędzący na górę, do sali sądowej, porwał go ze sobą.
„Jerry! Jerry!“ zawołał pan Lorry w chwili, kiedy goniec stanął w drzwiach sali.
„Jestem, proszę pana! Tu się trzeba formalnie bić, by dostać się na górę! Jestem, proszę pana!“
Pan Lorry podał mu poprzez morze głów jakiś papier.
„Prędko! Złapałeś?“
„Tak, proszę pana!“
Na papierze napisano w pośpiechu jeden tylko wyraz:
„Uwolniony!“
„Gdybyś napisał zwrócony życiu“, mruczał Jerry, „to tym razem wiedziałbym, co to znaczy!“
Nie miał sposobności, by powiedzieć lub pomyśleć coś więcej, aż wydostał się z Old Bailey. Tłum bowiem wysypał się z sali z taką gwałtownością, że zbito go niemal z nóg. Na ulicy szumiało i brzęczało, jakby roje wielkich much rozpierzchły się w poszukiwaniu nowej padliny.


Rozdział czwarty.
Gratulacje.

Resztki osadu tego kotła ludzkiego, który wrzał od samego ranka, odpłynęły z ponurych korytarzy. Doktór Manette, panna Łucja Manette, jego córka, pan Lorry i obrońca podsądnego, pan Stryver, otoczyli Karola Darnay, świeżo uwolnionego, winszując mu, że uszedł śmierci.
Nawet przy silniejszem oświetleniu trudnoby było w panu doktorze Manette, człowieku o tak inteligentnej twarzy