Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Heep wręczyła kluczyk Traddlesowi, który otworzył skrzynkę i spokojnie przejrzał jej zawartość.
— Mamy wszystko — rzekł wreszcie — pozostaje tylko napisanie przez Urję zeznania.
Łotr w milczeniu z zaciśniętemi zębami spełnił, co mu kazano. Napisał, co mu Traddles podyktował, podpisał się wyraźnie, pod nim wszyscy świadkowie, wreszcie Traddles jako urzędnik państwowy. Mieliśmy w ręku wszystkie dowody naszej własności, mogliśmy każdej chwili ją odzyskać.
— Jesteś pan wolny — rzekł Traddles do Heepa. — Możesz odejść.
— Nim to nastąpi, pragnę wam powiedzieć, że wszystkich was nienawidzę, gardzę wami, najmocniej jednak tobą, Copperfieldzie. Od pierwszego poznania miałem wstręt do ciebie. Grałeś rolę panicza, ukrywałeś przeszłość, a przecież ją poznałem. I czułem się wyższy od ciebie. Miałem zawsze dom własny, nie byłem włóczęgą, nie wycierałem kątów u żadnych Micawberów, nie żywił, nie wychowywał mię nikt z łaski. Wszystko sobie samemu zawdzięczałem. I dlatego kazali mi wam usługiwać, mieć staranie o waszym koniu, waszym wózku. To do mnie należało, do pokornego sługi! Musiałem być pokorny, bo mną nikt się nie opiekował, nic nie miałem, prócz swojej głowy. Spotkamy się jeszcze w życiu i każdemu z was zapłacę wedle zasług. Nie rachujcie na żadne względy!
Zniknął wreszcie za drzwiami, uprowadzając matkę.
Słuchaliśmy zarzutów jego z ciekawością, gdyż malowała się w nich cała nikczemność tej duszy. Pozwalały poznać go do dna.
Tegoż dnia jeszcze babka odwiedziła panią Micawber. Znaleźliśmy się tutaj wszyscy oprócz Ani, która została przy ojcu. Pomiędzy małżonkami przywrócone zostało zaufanie, oboje czuli się bardzo szczęśliwi i dumni. Pan Micawber, mimo pozornej skromności i szczerego zadowolenia ze swej roli i triumfu, w głębi duszy uważał się za bohatera, a po-