Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 226.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dick — szepnęła babka i zmieszany staruszek cofnął się natychmiast.
— Proszę wyjść za pięć minut — odezwał się znów pan Micawber. — Idę pierwszy.
Traddles podał rękę miss Betsy, postępowałem za nim z panem Dickiem.
Kiedy weszliśmy do domu, pan Micawber siedział przy biurku na zwykłem swojem miejscu.
— Dzieńdobry — przemówiłem, gdyż trzeba było coś powiedzieć. — Jak się ma pan Wickfield?
— Pan Wickfield niezdrów dziś, leży — odpowiedział głośno — lecz miss Wickfield będzie państwu bardzo rada. Proszę.
I wprowadził nas do jadalnego pokoju obok gabinetu Urji.
— Miss Trotwood, pan Dawid Copperfield, pan Tomasz Traddles, pan Dixon — wyliczał nas zkolei.
Urja zerwał się z miejsca, zaskoczony naszem przybyciem i zadziwiony pewnie niemniej od nas samych. Jego ruchliwe oczy zamigotały czerwono, podniósł rękę do czoła i widocznie usiłował zebrać myśli i zrozumieć, co oznaczać może to zbiorowe najście.
Ale prędko się opamiętał i, zginając na wszystkie strony, zapewniał o swem szczęściu i pokorze z powodu naszego widoku. Pochwycił moje ręce, których nie mogłem usunąć, nie śmiał sięgnąć po rękę babki, a Traddles ukłonił mu się obojętnie.
— Nieoczekiwana przyjemność — powtarzał, kręcąc się po pokoju. — Jestem pokorny człowiek, ale...
W tej chwili weszła Ania w towarzystwie pana Micawbera. Zwróciliśmy się do niej. Zrozumiałem na pierwszy rzut oka, że jest wtajemniczona w całą sprawę, mówił o tem poważny wyraz bladej twarzy i spojrzenie ufnych jej oczu. Nie okazała żadnego zdziwienia z powodu naszej obecności i witała wszystkich z uprzejmą powagą.
A więc pan Micawber znalazł w niej oparcie. Napełniło