Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w paru dziennikach, dostarczając im specjalnych wiadomości, pomagał autorowi „Nowej encyklopedji“, nie pogardzał drobnym dochodem, oszczędzał i gromadził środki na przyszłość.
— Tylko — szepnął z westchnieniem, burząc zwichrzoną czuprynę — niezawsze mam dość woli wobec ludzkiej biedy. Mam tu zacnych sąsiadów, bardzo poczciwi ludzie, stołują mię niedrogo, ale... ale... jakże nie poratować, jeżeli ktoś tonie? Wprawdzie państwo Micawber bywają często lekkomyślni, ale są tak poczciwi...
— Micawber? — powtórzyłem zadziwiony. — Tęgi, łysy, czworo dzieci?
— Znasz ich?
— Od bardzo dawna. Niegdyś i mój gospodarz. Z przyjemnością zobaczę ich znowu.
Traddles zapukał w ścianę w sposób umówiony, a potem wyszedł na korytarz i słyszałem, że mówił coś głośno. Za chwilę p. Micawber stanął we drzwiach, z laseczką i lornetką, elegancki.
— Nie wiedziałem — zaczął, kłaniając się zdziwiony — że pan nie sam.
— Jak się pan miewa, panie Micawber — zawołałem, wyciągając do niego obie ręce.
Ujął je prawą ręką, obciągając jednocześnie kamizelkę i poprawiając kołnierzyk. Patrzył na mnie uważnie, lecz widoczne było, że mnie nie może poznać.
— Bardzo dziękuję, mam się, jak zawsze, do usług.
— A jak się ma pani Micawber? A dzieci? Tyle lat!
— I te same dawne kłopoty, los nie raczył dotąd uśmiechnąć się do mnie. Lecz doprawdy... Nie!... Czyżby...
— Copperfield.
— Czy podobna! Co za radość dla żony! — wołał, wstrząsając mocno moje ręce. — Przyjaciel od lat tylu i wspólnik niedoli! Ależ się pan zmienił! Widziałem cię dzieckiem. Kiedyż to raz ostatni?