Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrego humoru — nic więcej nie łączyło go przecież z tą rodziną.
Zabawiliśmy w Yarmouth przez parę tygodni. Steerforth sprowadził swój yacht, służącego, urządzaliśmy wycieczki na morze.
W tym czasie kilkakrotnie odwiedzałem miejsce swego urodzenia.
Ze wzruszeniem witałem tutaj każdy kamień, byłem w kościele i długie godziny spędzałem na cmentarzu, pod znanemi niegdyś drzewami, które ocieniały dziś obydwa groby. Kochająca ręka Peggotty nie dopuściła tutaj zaniedbania, droga mama spała wśród lilij, narcyzów, pośród świergotu ptaków i szumu drzew starych, i żaden głos surowy nie mącił jej ciszy, nie zakłócał wiecznego jej spoczynku.
W domu naszym nie byłem. Obcy mieszkali w nim ludzie i obco wyglądały ciemne okna, świadcząc o jakiemś smutnem zaniedbaniu. W ogrodzie zamiast kwiatów bujnie rosły chwasty, niektóre drzewa ścięto, inne sterczały suchemi gałęziami, których nikt nie obcinał.
Odwiedziłem doktora Chillipa i dowiedziałem się, że pan Murdstone ożenił się powtórnie, lecz źle żyje z żoną, która się nie pozwala zawojować. W naszym domu mieszka jakiś człowiek chory, otoczony płatną opieką.
Czas upływał. Zdawałem sobie sprawę, że należy wracać, tembardziej, że pod wpływem listów babki byłem zdecydowany zacząć naukę prawa. Pragnąłem pod tym względem poznać opinję Steerfortha, lecz mało go obchodziło życie pracy i obowiązków.
— Jestem źle wychowany — powiedział mi kiedyś otwarcie. — Czasem żałuję tego. Matka pragnie mi kwiatami usłać drogę życia, a więc stąpam po kwiatach i nie znoszę ziemi, tej twardej, nagiej ziemi, po której ludzie chodzą. To źle jest, ale cóż chcesz? Dotąd mi z tem bardzo wygodnie.