Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wytworne w najmniejszym drobiazgu, poprostu rozpieszczające.
Życie płynęło tutaj cicho, monotonnie, mnie zajmowały długie opowiadania jego matki o dziecięcych latach ukochanego syna, ale on ziewał i wolał grać w karty z panną Różą, kuzynką i towarzyszką pani Steerforth. Dowiedziałem się wtedy, jakim sposobem Steerforth znalazł się w szkole pana Creakle. Właśnie chodziło o to, żeby się z nim liczono, żeby nie czuł nad sobą żadnego przymusu, żeby jedynym bodźcem jego postępowania była swobodna wola i poczucie niezależności.
Tymczasem mimo wycieczek konnych, fechtunku, boksowania, Steerforth ziewał coraz głośniej, a pod koniec tygodnia i ja z niecierpliwością oczekiwałem wyjazdu, spragniony zobaczenia Peggotty i starych przyjaciół.
Steerforth pojechał ze mną. Był ciekaw wrażeń i rozmaitości, dla mnie zaś jego obecność zdawała się spełnieniem wszystkich marzeń.
Nie potrafię opisać uczuć, jakich doznawałem, idąc przez ulice, które znałem dzieckiem. Każdy dom, kamień zdawał mi się przyjacielem, uśmiechałem się do przechodniów, rozpoznając niektóre twarze, gotów byłem ściskać każdego za ręce.
Peggotty zastałem w kuchni, gotowała obiad. Otworzyła mi, gdy zapukałem, i zapytała, czego potrzebuję. Milczałem i patrzyłem na nią uśmiechnięty, lecz ona nie odpowiadała uśmiechem. Pisywałem do niej dość często, ale przez siedem lat mię nie widziała.
— Czy pan Barkis jest w domu? — zapytałem wreszcie.
— W domu, ale w łóżku, ciężko chory na reumatyzm.
— Jeździ jeszcze do Blunderstone?
— Jeździ czasem, kiedy jest zdrowy.
— A pani?
Spojrzała na mnie bystro i poruszyła rękami, jakby je chciała złożyć.