Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

radosnym okrzykiem, gdy w godzinach, przeznaczonych na zabawę, zastawali go już na placu.
Pewnego dnia Urja w uniżonych słowach przypomniał mi obietnicę odwiedzenia ich kiedy po południu.
— Matka byłaby bardzo dumna i szczęśliwa — mówił — ale wiem, żeśmy zbyt nędzni, i zapewne tylko przez grzeczność raczyłeś pan wspomnieć o tem, nie mając zamiaru dotrzymać słowa.
Nie umiałem sobie zdać sprawy, czy lubię Urję, czy mam wstręt do niego, gdyż budził we mnie chaos sprzecznych uczuć, lecz uczułem się dotknięty podejrzeniem, iż nie mam zamiaru dotrzymać danej obietnicy. Oświadczyłem mu więc poważnie, iż czekam na zaproszenie przez niego, obawiając się przyjść nie w porę.
— O, panie Copperfield! — zawołał Urja. — Taki gość! Choćby dzisiaj. Matka będzie taka szczęśliwa. Jesteśmy pokorni ludzie i umiemy ocenić tę łaskę.
— W takim razie, ponieważ o 6 godzinie kończy się zajęcie w biurze, możemy iść razem, jeśli pan Wickfield pozwoli — odpowiedziałem, nie wątpiąc zupełnie, że otrzymam to pozwolenie.
Chciałem dotrzymać słowa, lecz bez przyjemności szedłem na tę wizytę, gdzie wiedziałem, jakiej piosnki słuchać będę. Wieczna pokora Urji męczyła mię nieraz.
— Zawsze uczysz się wieczorami? — zapytałem w drodze.
— O tak, pracuję, ile tylko mogę, ale jestem nędznym człowiekiem i nauka z trudnością mi przychodzi, a szczególniej łacina.
— Mógłbym ci pomóc w tem, Urja. Byłoby mi bardzo przyjemnie oddać ci tę przysługę.
— O, nie! O, nie! — powtarzał, kręcąc się i wykrzywiając. — Jestem pokornie wdzięczny, ale to za wiele. Niegodzien jestem, marny robak, pańskiej pracy. Nie, panie Copperfield, to nie dla mnie.
W małym domku i małym pokoiku zastaliśmy staruszkę,