Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja pani? — odwróciła się do mnie dziewczyna. — A czego to chcesz od niej?
— Chciałbym z nią pomówić.
— Prosić o jałmużnę?
— Nie — odparłem z wahaniem, gdyż przyszło mi na myśl, że właściwie było to coś podobnego, więc milczałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie raz i drugi, zabrała ryż do koszyczka i oświadczyła, że mogę iść za nią, jeżeli się chcę zobaczyć z miss Trotwood.
Powlokłem się więc za nią, ale tak wzruszony i wyczerpany razem, że nogi literalnie uginały się pode mną.
Wkrótce stanęliśmy przed niewielkim domkiem, który patrzył na drogę jasnemi oknami, białe firanki, kwiaty, ogródek przed domem, ogrodzony starannie sztachetkami, sprawiały nadzwyczaj przyjemne wrażenie. Za ogródkiem dokoła domu rozścielała się świeża i kwiecista łąka, pokryta bujną trawą.
— To dom miss Trotwood — odezwała się dziewczyna. — Nic więcej zrobić dla ciebie nie mogę.
I pośpiesznie weszła do sieni, jakby się bała odpowiedzialności za sprowadzenie mię tutaj.
Stanąłem przed furtką i patrzyłem w okno, przez które poza kwiatami widziałem mały stolik i fotel z zielonem obiciem. Zapewne tutaj babka siadała z robotą.
Zobaczę ją za chwilę, ale jak wyglądam? Trzewiki popękane, prawie bez podeszew, z otwartemi nosami, właściwie straciły już formę obuwia. Kapelusz, w którym spałem, połamany, brudny. Koszula i spodnie kurzem i błotem pokryte, tu i ówdzie rozdarte, czyniły mię podobnym do stracha na wróble. Włosy nieczesane od wyjścia z Londynu, twarz, szyja, ręce brudne i rozczerwienione, jak dojrzałe porzeczki, od wiatru i słońca — oto w jakiej postaci miałem się przedstawić babce. Pomyślawszy o tem, znowu straciłem odwagę.
W oknie pokoju babki nie widać nikogo, widocznie jej