Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Serce uderzyło mi mocniej na myśl o chwilach swobody pośród tych dobrych ludzi, ale — czyżby pozwolili?
Miss Murdstone weszła w tej chwili do kuchni wydać jakieś rozporządzenie i Peggotty przedstawiła jej swój projekt.
Miss Murdstone zastanowiła się chwilę.
— Będzie tam próżnował, ale to już wszystko jedno — odezwała się wreszcie — rzecz najważniejsza, żeby nie kłopotać brata, dlatego możesz go zabrać.
Barkis zajechał wcześnie po rzeczy Peggotty i sam zabrał je do powozu.
Wstąpiliśmy jeszcze na cmentarz i Peggotty płakała ciągle, żegnając drogie wspomnienia i miejsca.
Nareszcie wyjechaliśmy za miasto. Pan Barkis często oglądał się na nas, ale nic nie mówił, widząc nasze usposobienie.
Peggotty pierwsza zaczęła mówić do mnie.
— To sobie pamiętaj, Dewi, że dopóki tu będziesz, będę przyjeżdżała co tydzień, ażeby cię zobaczyć. Inaczej być nie może. Przyrzekłam jej, że będę czuwała nad tobą i, póki życia, o tem nie zapomnę. Jeden dzień w tygodniu musi być zawsze dla ciebie.
Nie wiem, czy Barkis słyszał, co mówiła, bo zdawał się nie zważać i patrzył na konia, ale gdyśmy umilkli, znowu oglądał się na nas.
— Ładny dzień — powiedziałem, chcąc być dla niego uprzejmy.
— Niebrzydki — skinął głowę. — Czy wygodnie?
Patrzył na Peggotty tak jakoś wyraźnie, że roześmiała się i skinęła głową.
— Peggotty jest zadowolona — zapewniałem go w jej imieniu.
— Jest zadowolona? — powtórzył pytaniem. — Co, jest zadowolona?
Odtąd był bardzo grzeczny i w doskonałym humorze,