Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leżała na łóżku, na białej pościeli, a gdy Peggotty odsłoniła prześcieradło, o mało nie krzyknąłem ze szczęścia i bólu: to była mama! Blada, ale piękna, z dobrą i słodką twarzą, jak za życia.
A potem ułożono ją w tej strasznej trumnie, ustawiono znowu w tym samym pokoju, gdzie stała trumna ojca, jak mi opowiadała Peggotty.
Pamiętam każdą chwilę dnia pogrzebu i to straszne uczucie, kiedy spuszczono ją z trumną do grobu i przysypano ziemią.
Doktór Chillip prowadził mię potem za rękę, kazał Peggotty położyć mię do łóżka i być przy mnie.
Niedzielna cisza panowała w domu, a my byliśmy sami. Peggotty opowiadała o mamie.
Dawno była niezdrowa, jeszcze przed moim wyjazdem. Martwiła się biedaczka, a najwięcej o mnie. Cierpiała bardzo, że dała mi ojczyma, że nie przewidziała, co będzie. Płakała często, lecz bała się pana Murdstone, a może więcej jeszcze jego siostry. Ona nie umiała walczyć z takimi ludźmi nawet w obronie syna i własnego życia. Wierzyła im z początku, że jest lekkomyślnem dzieckiem, które oni wychować muszą, ale potem przestała wierzyć.
— Zniosłaby może wszystko, ale nie zniosła twej krzywdy. Tym nożem ją zabili — szeptała Peggotty, zalewając się znowu łzami. — Ostatni raz, pamiętasz, gdyś przyjechał, to był ostatni jasny dzień w jej życiu. Kiedy wyjeżdżałeś, krzyknęła, że cię więcej nie zobaczy i wybiegła do ogrodu razem z dzieckiem, choć dzień był mroźny, a ona tak lekko ubrana. Zachorowała wkrótce i nie wstała więcej. Byłam przy niej we dnie i w nocy. Ostatnie jej wyrazy były błogosławieństwem dla ciebie, ostatnia myśl o tobie: „Błogosławię biednego Dewi po tysiąc, tysiąc razy!“
Tak mówiła Peggotty i przyciskała do ust moją rękę, którą trzymała w swojej. Słuchałem i płakałem, ale lżej mi było, że jestem z nią razem i mogę płakać przy niej.