Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dewi — zaczęła mama i spostrzegłem znów na jej twarzy owe dziwne, czerwone plamy.
— Klaro! — uroczyście ostrzegła miss Murdstone.
— Bądź zdrów, mój chłopcze. Ucz się. To dla twego dobra. Przyjedziesz na święta.
— Klaro! — powtórzyła głośniej miss Murdstone.
— Nic nie mówię, droga Janino. Bóg z tobą, Dewi, dziecko moje.
— Klaro! — zawołała surowo miss Murdstone i, wziąwszy mię za rękę, wyprowadziła szybkim krokiem do ogrodu.
Obejrzałem się, czy nie zobaczę Peggotty, lecz nie było jej nigdzie.
Usiadłem sam jeden w obszernym powozie, a leniwy konik zwolna ruszył w drogę.


IV. DO SZKOŁY.

Ujechaliśmy może z pół kilometra i moja chustka była już zupełnie mokra, kiedy woźnica stanął.
Zadziwiony, podniosłem oczy, ażeby się przekonać, co się stało, i ze zdumieniem ujrzałem Peggotty, która szybko wybiegła z krzaków i rzuciła się do powozu. Objęła mię i przycisnęła do siebie tak mocno, iż uczułem ból kości w nosie. Nie powiedziała ani słowa, tylko położyła na siedzeniu spory koszyczek z ciastkami i wsunęła mi w rękę niewielką sakiewkę. Jeszcze jeden mocny uścisk, aż guziki na plecach odskoczyły z trzaskiem — i zniknęła znów w krzakach przydrożnych.
Gdyby nie ciastka, sakiewka i guzik, który leżał w powozie obok mojej nogi, mógłbym myśleć, że mi się przyśniła.
Woźnica spojrzał na mnie, jakby chciał zapytać, czy już możemy jechać, a ponieważ skinąłem głową, cmoknął na konika i ruszyliśmy dalej.
Napłakawszy się dotąd, ile tylko mogłem, przyszedłem do przekonania, że to się nanic nie zda, a zarazem przy-