Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakież długie i nieskończone były te dnie milczące, bez żadnego dźwięku, bezczynne. Jakież okropne noce, kiedy się budziłem i ogarniała mię trwoga i rozpacz.
Jednej nocy nakoniec obudziło mię moje imię, wymówione bardzo cichym, jakby przytłumionym głosem.
— Peggotty! — szepnąłem, wyciągając ręce.
Ale przy łóżku nie było nikogo, choć imię moje znowu powtórzono, i domyśliłem się wreszcie, że mówi do mnie przez dziurkę od klucza.
Pobiegłem cicho do drzwi i przyłożyłem usta do otworu.
— To ty, Peggotty droga?
— Ja, mój skarbie, Dewi, ale sprawuj się cicho, cichutko jak myszka, bo kot złośliwy czuwa, czuwa ciągle.
— Peggotty, powiedz, czy mama się gniewa? Bardzo gniewa się na mnie?
Usłyszałem stłumiony płacz Peggotty, zanim wreszcie odpowiedziała.
— Nie gniewa się, Dewi, wcale się nie gniewa. Bardzo cię żałuje, ale się boi jego. Biedna mama.
— Powiedz mamie, że ją przepraszam.
— Nie gniewa się na ciebie, Dewi. Chciałaby cię uściskać, ale nie pozwolą.
— Co oni ze mną zrobią? Czy nie wiesz, Peggotty?
— Pojedziesz do szkoły. Gdzieś niedaleko Londynu. Już jutro.
— I nie zobaczę mamy?
— Zobaczysz jutro rano.
— Jutro!
— Słuchaj, Dewi — zaczęła znowu bardzo poważnym, uroczystym głosem. — Czy słyszysz?
— Słyszę — szepnąłem, łkając.
— Nie zapominaj nigdy o Peggotty, bo Peggotty cię bardzo kocha. I trzeba, żebyś wiedział, że mama jest bardzo nieszczęśliwa. Zupełnie jak biedna mysz w pazurach kota. Będę tu czuwać nad nią i wiem, że Peggotty nieraz