Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była czem innem zajęta, zabierało mi to bardzo wiele czasu. Siedząc niby przy pracy, miałem zwykle ukrytą jakąś kochaną książkę, która mię pokrzepiała, lecz zarazem przeszkadzała uczyć się z całą uwagą.
Byłem zresztą tak zniechęcony. Może i słusznie powtarzałem sobie, że nanic się nie zdadzą moje najlepsze chęci, że wysiłki są nadaremne, wszystko jedno — wobec tych świadków nigdy nic nie będę umiał. I zacisnąwszy usta, szedłem na te straszne lekcje, przygotowany na to, co się stanie.
Lecz niekiedy budziły się inne uczucia. Widziałem, ile mama na tem cierpi, widziałem łzy w jej oczach i twarz bladą, widziałem, jak zmieniała się z dniem każdym, jak stawała się niepodobna do tej dawnej mamy, zawsze miłej, uśmiechniętej i pogodnej. I pragnąłem się uczyć, żeby ją pocieszyć, żeby tamci nie mieli żadnego powodu dokuczać jej przeze mnie, z mojej winy.
Więc pracowałem szczerze i gorliwie, wchodziłem do pokoju pewny siebie, umiałem wszystko dobrze.
Cóż, kiedy wystarczało jedno zająknienie, jedna najmniejsza, najdrobniejsza omyłka, abym uczuł te krzyżujące się na mnie spojrzenia brata i siostry, usłyszał ten głos, który pozbawiał mię zawsze pamięci.
Nie, przy panu Murdstone nie mogłem nic umieć, to już było niepodobieństwem.
Dnia jednego wszedłem jak zwykle z książkami. Było to na wiosnę, ale tego roku jakoś wiosna nie przynosiła mi wesela. Zauważyłem zaraz, że mama patrzy na mnie z przerażeniem i na obu policzkach ma czerwone plamy. Miss Murdstone siedziała sztywna, uroczysta, z mocno zaciśniętemi ustami i szybko poruszała ręką przy robocie, a pan Murdstone przy stoliku mamy okręca wkoło giętkiej witki jakiś rzemień, to znowu go odwija i wywija nim w powietrzu, jakby próbując uderzeń.
— Droga Klaro — zwrócił się do mamy — nie znasz