była czem innem zajęta, zabierało mi to bardzo wiele czasu. Siedząc niby przy pracy, miałem zwykle ukrytą jakąś kochaną książkę, która mię pokrzepiała, lecz zarazem przeszkadzała uczyć się z całą uwagą.
Byłem zresztą tak zniechęcony. Może i słusznie powtarzałem sobie, że nanic się nie zdadzą moje najlepsze chęci, że wysiłki są nadaremne, wszystko jedno — wobec tych świadków nigdy nic nie będę umiał. I zacisnąwszy usta, szedłem na te straszne lekcje, przygotowany na to, co się stanie.
Lecz niekiedy budziły się inne uczucia. Widziałem, ile mama na tem cierpi, widziałem łzy w jej oczach i twarz bladą, widziałem, jak zmieniała się z dniem każdym, jak stawała się niepodobna do tej dawnej mamy, zawsze miłej, uśmiechniętej i pogodnej. I pragnąłem się uczyć, żeby ją pocieszyć, żeby tamci nie mieli żadnego powodu dokuczać jej przeze mnie, z mojej winy.
Więc pracowałem szczerze i gorliwie, wchodziłem do pokoju pewny siebie, umiałem wszystko dobrze.
Cóż, kiedy wystarczało jedno zająknienie, jedna najmniejsza, najdrobniejsza omyłka, abym uczuł te krzyżujące się na mnie spojrzenia brata i siostry, usłyszał ten głos, który pozbawiał mię zawsze pamięci.
Nie, przy panu Murdstone nie mogłem nic umieć, to już było niepodobieństwem.
Dnia jednego wszedłem jak zwykle z książkami. Było to na wiosnę, ale tego roku jakoś wiosna nie przynosiła mi wesela. Zauważyłem zaraz, że mama patrzy na mnie z przerażeniem i na obu policzkach ma czerwone plamy. Miss Murdstone siedziała sztywna, uroczysta, z mocno zaciśniętemi ustami i szybko poruszała ręką przy robocie, a pan Murdstone przy stoliku mamy okręca wkoło giętkiej witki jakiś rzemień, to znowu go odwija i wywija nim w powietrzu, jakby próbując uderzeń.
— Droga Klaro — zwrócił się do mamy — nie znasz
Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 044.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.