Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To pani Gummidge — rzekł rybak. — Wdowa po przyjacielu, który także utonął.
Peggotty zaczęła mówić o czem innem i dobrze zrobiła, bo za wiele już tych ludzi utonęło. Wkrótce nadeszła pora udania się na spoczynek. Peggotty zaprowadziła mię do mego łóżka, pani Gummidge z Emilką miały taki sam pokoik w przeciwnym końcu izby i zabrały z sobą Peggotty, a na żelaznych hakach, które mię zaciekawiały, zawieszono hamaki dla Chama i pana Peggotty.
Doznałem rozkoszy, wyciągnąwszy się w czystem łóżeczku, sen kleił mi powieki, ale jednocześnie słyszałem za ścianą tak groźne wycie wichru i ryk morza, iż zacząłem lękać się burzy, a może nawet drugiego potopu. Lecz przypomniałem sobie, że jesteśmy w arce, i to uspokoiło mię zupełnie. Z okrętem przecież nie można utonąć, zwłaszcza, że pan Peggotty jest z nami.
Zasnąłem też spokojnie i zbudziło mię poranne słońce. Zagrało śliczną tęczą w muszlach koło lustra i na ten widok wyskoczyłem z łóżka, ażeby nie marnować tak pięknego czasu.
Po śniadaniu pobiegliśmy z Emilką zbierać muszelki i kamyczki na wybrzeżu. Było to dla nas najmilsze zajęcie i nigdy nam się nie nudziło. Podziwiałem, że Emilka spostrzega muszelki i kamyczki tak szybko i oddaje mi najpiękniejsze.
— Ja tu zostanę — rzekła, kiedy nie chciałem przyjąć — i znajdę sobie więcej, może daleko ładniejszych, a ty masz czasu mało.
— Z ciebie prawdziwy marynarz — odparłem, chcąc powiedzieć jej coś grzecznego.
— O nie — odpowiedziała Emilka, potrząsając głową energicznie — ja się boję morza.
— Boisz się? — zapytałem z wyrazem wyższości, przybierając odważną minę. — Ja nie boję się wcale.
— Morze jest złe, okrutne — szepnęła Emilka — widzia-