Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pilbauer pognał za nimi, ale mgła pochłonęła ich; machnął ręką i skierował się w stronę pustelni.

*

Tymczasem deszcz przestał już siępić, a mgła opadła na wierzchołki gór. Niebo wyjaśniało się, a księżyc przebił gęste mgły mleczną światłością; cała okolica owinęła się miękką i słodką ciszą.
Jewiszek biegł za uciekającą masą, z największą na jaką go stać było szybkością. Było to dzikie, uporczywe, milczące kluczenie po szczycie góry. Jewiszkowi zabrakło oddechu.
— Nie mogę — wysapał i stanął.
— Ani ja nie mogę — odezwał się w mgle donośny głos.
Jewiszek usiadł na kamieniu i oddychał szybko.
— Gonicie chorego — mówił chrapliwy i silny głos. — Wygnaliście go z łóżka i odebraliście mu schronienie, czy wam to nie wystarczy? Mało mi jeszcze wyrządziliście złego?
— Pan jest chory? — zawołał Jewiszek.
— Czego jeszcze chcecie? — żalił się głos. — To jest nieludzkie! Wstrętne! Zostawcie mnie wkońcu w spokoju!
— Pan nie może się stąd oddalić! — odezwał się Jewiszek zaniepokojony. — Złapaliby pana. Osaczono górę.