Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzyna, odrywa i zabiera ze sobą wszystko: monogramy, uszy od bucików, firmę krawca z podszewki, papiery. Wszystko, każdy znak, mogący zdradzić osobę albo miejscowość. O niczem nie zapomniano. Potem położył kapelusz i odszedł. Tego oto zostawił. Bezimiennego nieboszczyka. Wykreśloną postać. Zagadkę. Świadka zupełnie niemego. Co z nim pocznę? Panie Pilbauer, co pan znalazł?
— Ślady, — odezwał się trzeci mężczyzna, schodząc ze stoku. — Ktoś zbiegał w wielkim pędzie w dół; ześlizgnął się po rozmokłej ziemi.
— Wczoraj popołudniu, sądzi pan?
— Tak. Miał turystyczne buciki o trzy numery większe od moich.
— Wielki człowiek. Turysta. Rzeczywiście, — dziwił się komisarz w zamyśleniu, — niezwykle wielki człowiek.
— Nic a nic mi się to nie podoba, — mruczał doktor — nie lubię morderstw. Niech go pan każe przecie przykryć.
Slawik przystąpił do komisarza i odezwał się pochmurnie:
— To jest prosta niedorzeczność.
— Co za niedorzeczność?
— Te monogramy. Dlaczego morderca miałby je usuwać? Gdyby je pozostawił każdy uwierzyłby, że tu wydarzyło się poprostu nie-