Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale gdyby stał w dole, w gromadzie, poczułby zimny dreszcz grozy i pobożności, a podnosząc oczy od trupa mężczyzny, mierzyłby wzrokiem straszną wysokość skały aż w górę do wierzchołka, gdzie biegnie drożyna za niską poręczą i ciągnie się rozwlekle, pochmurne niebo. Wtedy stałby razem z innymi dziwnie skrępowany i ociągałby się z odejściem — —
W tej chwili przechodził Slawik obok kamieniołomu; czuł się taki osierocony między sklepieniem nieba a ziemią, między stokami gór i domkami, gdzie przepędzić musiał deszczowy dzień.
— Panie! — wołali do niego ludzie — tu jest zabity człowiek.
Poszedł więc popatrzyć się.
Zamyślony wracał Slawik do domu. W domu stanął przy oknie i spoglądał na kamieniołom, który ział jak otwarta rana na stoku góry. Wydawał się mu groźny i prawie zagadkowy.

*

Nic już nie zakryje przede mną obrazu tego: wielka twarz w krwawem błocie, szalony rozmach członków, jakby znowu wyskoczyć chciały, teraz — jeszcze teraz — wyskoczyć i zetrzeć z czoła błoto!
O, jaki widok!