Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sły i zobaczyłem zbiegowisko ludzi, ambulanse i tramwaje, których szeregi ginęły gdzieś bardzo daleko. Zobaczyłem surową, ogromną, niewymierną chwilę ulicznego nieszczęścia. Były jeszcze inne obrazy, wszystkie zarówno zniewalające, realne, jakby z zewnątrz narzucone. Dotąd nie mogę zrozumieć, skąd się wzięło tyle prawdziwej, obcej i zewnętrznej rzeczywistości w obrazach, które stworzył strach.“
Coraz głębiej wrastał strach w rzeczywistość.
Matka w histerycznym pośpiechu wdziewała na siebie suknie, chciała szukać Lidy, pukać do wszystkich znajomych, biec dokądkolwiekbądź.
Młody Martinec powstrzymał ją. Gdyby się Lidzie przytrafiło jakieś nieszczęście u znajomych, donieśliby już o tem.
Sam pobiegł na policję.
Schody rozstępowały się pod nim jak czarna studnia. Za każdym stopniem opadał coraz niżej w jakąś beznadziejność, za każdym krokiem przygniatała go coraz cięższa i coraz bardziej nieubłagana brutalność faktu.
Zamarły, pusty profil ulicy był przesiąknięty mgłą.
Całe zdarzenie nabierało wyrazu okrutnej rzeczywistości. Rozrastało się, jakby wnikało w nie coraz więcej surowej i ciężkiej materji.