Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czekający zdrętwieli. Wszystkie uczucia zlały się w bezkształną materję strachu.
Żył już w nich od samego początku, najpierw sprężysty, płynny i napięty, powoli zleniwiał, stał się ciężarem i materjalnem ciśnieniem, niezmiernie przygniatającem brzemieniem w piersiach. Ale był to pozorny bezruch jak gdyby olbrzymiego jaja, w którem się jednak koncentruje i rozwija życie. Rosło to, jak rośnie wrzód. Coraz szerzej rozprzęża się tępe, dręczące ciśnienie, ciśnienie bez granic, ale nagle ściąga się i kurczy i pozostaje już tylko jeden punkt przejmującego bolu.
Tak się wszystek strach ściągnął w jedno przeczucie, że z Lidą stało się coś okropnego.
Niesamowite przerażenie wypełniło noc czekających, bezkształna trwoga stała się nagle fantomem grozy, przeczucie przeobraziło się w widmo na pół realne.
— Zobaczyłem żółte drzwi — zapisał sobie później Martinec — jakby skropione krwią. Wiedziałem, że za niemi leży martwa Lida, gdyż to można było widzieć. Była to okropna, nieczuła, obłudna jak ludzie — fizjonomja drzwi, która mnie napełniła grozą i cierpieniem. Tej nocy dostrzegłem, że drzwi mają również jakiś wyraz. Obrazu tych drzwi nie pozbyłem się nawet po najbardziej rozpaczliwych usiłowaniach. Ale nagle żółte drzwi zga-