Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kto tu jest? — zawołał.
Nikt nie odpowiadał.
Wtedy wstrząsnął nim chłód. Położył się; znowu odnalazł w pościeli swoje własne, suche ciepło i sycił się niem pożądliwie i nieograniczenie. Znowu opadały jego powieki, a członki ogarniała bezwładność. Och, spać!
Szeroko otwartemi oczami wpatrywał się Broż w ciemność.
— Kto to mógł być? Nikt się tu we wsi nie troszczy o mnie. Kto to szukał u mnie pomocy? Był to kobiecy głos. Był to niezbadanie bolesny głos. Może chodziło o życie? W końcu nie jestem lekarzem! Ale może chodziło o życie.
Zmęczony odwrócił się Broż do okna. Rysowało się jak zimno-modry prostokąt w czarnej, nieprzebitej ciemności. Nigdzie nie pali się. Jest cicho. Tylko zegarek u wezgłowia tyka.
— Co się to stać mogło? Jakieś nieszczęście? Może gdzieś w sąsiedztwie ktoś umiera, boryka się bezradnie z ciężką chwilą. Nie jestem wkońcu lekarzem!
Ale łóżko męczy i pali.
Broż usiadł na pościeli i z przyzwyczajenia nałożył okulary.
— W jaki sposób — zastanawiał się — mógłbym wogóle dopomóc? Jakbym się mógł przyczynić do tego? Czy coś umiem może, coby