Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za śladem rozciągała się niepokalana, śniegowa płaszczyzna.
Szli stokiem i wydostali się na wierzchołek pagórka. Znowu zniżała się wdół nietknięta, biała pochyłość, a za nią wyrastała nowa, jeszcze rozleglejsza i jeszcze bielsza.
Na kilka kilometrów wokoło nie było żadnego, innego śladu.
Wracali z powrotem.
Znaleźli podwójny łańcuch swych kroków, prawidłowy i piękny, jakby tak był zrobiony umyślnie.
Ale między oboma łańcuchami — w pośrodku wydeptanego koła — był ślad innej, potężniejszej nogi, wprost cyniczny w swem osamotnieniu.
Coś ich powstrzymywało, aby go nie zatarli i nie pozbyli się w cichej zgodzie myśli o nim.
Wyczerpany i zmęczony usiadł Boura na przydrożnym kamieniu.
— Ktoś zadrwił sobie z nas.
— To haniebne — odezwał się drugi — jest to strasznie twardy orzech do zgryzienia, ale — — — Psiakrew! tu są fizyczne granice. Przecież to wogóle niemożliwe — — —
Niech pan słucha — wybuchnął szybko i ze strachem — gdy tam jest tylko ślad jednej nogi, czyż nie zostawił go jakiś człowiek o jednej nodze?