Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczu nieznajomego. Oba łańcuszki zetknęły się i przystanęły obok siebie.
— Czy widzi pan ten oto ślad? — odezwał się zaśnieżony mężczyzna, wskazując na wgłębienie, oddalone o jakieś sześć metrów od skraju gościńca na którym stali.
— Widzę. To jest ludzki ślad.
— Tak. Ale skąd się tam wziął?
— Ktoś szedł tędy — chciał odpowiedzieć Boura, ale wstrzymał się, gdyż ślad ten był jedynym na całem polu. Przed nim ani za nim nie było żadnego innego śladu ludzkich kroków.
Na białej płaszczyźnie ten jedyny ślad odcinał się ostro i jasno. Był samotny. Nic nie prowadziło ani do niego, ani od niego.
— Skąd się mógł tam wziąć? — patrzył na niego i chciał podejść bliżej.
— Proszę zaczekać — wstrzymał go drugi — wyciśnie pan dookoła szereg śladów i wszystko pan zatrze. To się musi wyjaśnić — dodał podniecony — to być nie może, aby gdzieś był tylko jeden ślad.
Przypuśćmy, że ktoś skoczył stąd na pole; wtedy — to jest możliwe — przed nim nie byłoby kroków. Ale kto skoczyłby tak daleko i czy mógłby skoczyć tylko na jedną nogę? czyby mógł ustać? Przecie straciłby równowagę i musiałby się oprzeć gdzieś drugą nogą.