Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na pana, a gdy pan nie nadchodził — — — Ale nie mogę przecież stać tu na korytarzu.
Holub cofnął się z progu i Lida weszła. Chłodno i powabnie zapachniała świeżem powietrzem i perfumą.
Teraz stoi tu, na środku pokoju i nie wie, co począć, ma woalkę na twarzy (nigdy nie widział jej z woalką) i wielkie krople deszczu na futerku; napróżno usiłuje zerwać z rąk ciasne rękawiczki.
Jak tu wszystko w pokoju wygląda? — myślał Holub z trwogą — Boże! coby tu zakryć, coby tu w mgnieniu oka uporządkować? Wszystkie te dobrze znane rzeczy, książki, pióra, papiery, popiół... Bezradnie wodził oczami po pokoju. Gdzie schowam to wszystko?
— Pani zmokła? — odezwał się boleśnie.
Lida położyła rękawiczki i podniosła na niego ciemne, gorejące oczy. Twarz jej osłonięta woalką była blada i zmęczona.
— Musiałam z panem pomówić. Nie mogę, niech pan słucha, nie mogę już tak żyć.
Boże na niebie! — przeląkł się Holub, więc przecie.
— Co się z panią dzieje? Panno Lido, jak pani wygląda?
Lida usiadła ospale na kanapie.
— Nie mogę, — powtarzała — niech się pan nie gniewa, że przyszłam, — zapłakała nagle —