Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płynęły dni zasłonięte, jednostajne i takie ciche, że pod powierzchnią tej ciszy czuli smutek głębiny milczenia.
Wszystko było inne, zupełnie inne; gdy mówili do Lidy „dzień dobry“, brzmiało to prawie tak nieśmiało, jak krok wstecz; gdy wieczorem Lida schylała się do matczynej ręki, odbywało się to zawsze z oznakami takiej pokory, nędzy i poczucia winy, że matka niezdecydowanie uchylała ręki ruchem, który był równie bolesnym tak dla niej, jak i dla córki.
Wszystko zatraciło dawną oczywistość; a przecie bali się zadrasnąć czemkolwiek swoich gorących pragnień: niech wszystko będzie znowu tak, jak przedtem bywało.
Wydawało się im, że każda zewnętrzna zmiana przypomniałaby straszną i surową datę ucieczki Lidy. Starali się więc żyć jak dawniej; każde z nich połykało w osobności tę rozpaczliwą przemianę wszystkiego.
Lida na każdym kroku poniżała siebie. Bez słowa zerwała wszystkie swoje poprzednie stosunki, nie opuszczała domu i nie schodziła z oczu matki. Listy swoje oddawała matce, a gdy je otrzymywała z powrotem nieotwarte, odkładała je — nie czytając.
A jednak doszły dwa, które ją wzruszyły.
Zdawało się, że milcząc, dziękuje matce i bratu za ich dyskrecję, za każde słowo, które