Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 261.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czekajże, panie Aronnax — rzekł kapitan — zobaczysz pan polowanie, jakiego nie widziałeś jeszcze. Będę bez litości dla tych okrutnych istot, bo to tylko paszczęki i zęby!
„Paszczęki i zęby!” — nie można było lepiej określić potwala mięsożernego, dochodzącego niekiedy dwudziestu pięciu metrów długości. Ogromna głowa tego potwora morskiego zajmuje około trzeciej części całego ciała. Lepiej jest on uzbrojony niż wieloryb, mający tylko szczękę górną zaopatrzoną fiszbinem, kiedy tamten ma dwadzieścia pięć zębów grubych, wysokości dwudziestu centymetrów, okrągłych i zaostrzonych, z których każdy waży dwa funty. W górnej części ogromnego tego łba i wielkich zaklęsłościach, poprzegradzanych ścianami chrząstkowatemi, znajduje się trzysta do czterechset kilogramów bardzo cennego, białego tłuszczu, zwanego olbrotem. Potwal czyli kaszalot jest zwierzęciem „ssącem raczej, niż rybą”, jak się wyraził Frédol. Jest źle zbudowany, jakby „chybiony”, w lewej połowie swego kadłuba i podobno widzi tylko prawem okiem (?).
Potworna gromada potwalów zbliżała się ciągle; dojrzała wieloryby i przygotowywała się, żeby rzucić się na nie. Zgóry można było być pewnym, że kaszaloty zwyciężą, bo i lepiej są zbudowane do walki ze spokojnym nieprzyjacielem i dłużej mogą wytrwać pod wodą bez wypływania na powierzchnię dla oddechu.
Czas było podążyć na pomoc wielorybom. Nautilus zanurzył się, ja, Ned i Conseil zasiedliśmy przy szklanych ścianach salonu. Kapitan Nemo poszedł do klatki sternika, by kierować swym statkiem, jako narzędziem zniszczenia. Wkrótce poczuliśmy przyśpieszone uderzenia śruby dla zwiększenia szybkości statku.
Walka potwalów z wielorybami już się rozpoczęła, gdy Nautilus nadbiegł i zwrócił się tak, by rozdzielić gromadę napastników. Z początku zdawały się nie zwracać uwagi na nowego potwora, wtrącającego się do walki; ale wkrótce musiały się strzec jego ciosów.
Co za spotkanie! Sam Ned Land wkrótce dał się porwać zapałowi i zaczął przyklaskiwać. Nautilus stał się straszliwym oszczepem, miotanym ręką kapitana. Ciskał się na te masy mięsiste i przecinał je na pół, zostawiając za sobą drgające dwie części zwierzęcia. Nie czuł nawet potężnych uderzeń ogonów, tłukących jego boki, ani tych, których sam dokonywał. Zabiwszy jednego potwala, rzucał się na drugiego, obracając się na miejscu, żeby mu nieprzyjaciel nie umknął; posuwał się, cofał, zagłębiał za ściganym przeciwnikiem, wracając do góry, gdy potwal wracał, zadając mu cios wpół lub ukośnie, przecinając lub rozdzierając, przebijając swoją straszliwą ostrogą.
Co za rzeź, co za łoskot na powierzchni fal! Słychać było szczególny jakiś gwizd rozgniewanych potworów i właściwe im w przerażeniu chrapanie. Wśród głębin, zwykle tak spokojnych, ogony tych zwierząt wywoływały istne fale.
Walka homeryczna, której kaszaloty nie mogły uniknąć, trwała