Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 245.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Brzęczenie ich ustało wkrótce, a Ned wydobył kilka funtów miodu i schował do sakwy.
— Zaprawię tym miodem ciasto z drzewa chlebowego, a zobaczycie, co to będzie za przysmak.
— Będzie to poprostu piernik — rzekł Conseil.
— Piernik nie piernik, a my idźmy dalej! — zawołałem.
Z niektórych załamów ścieżki, którą postępowaliśmy, można było widzieć całe jezioro: latarnia Nautilusa oświetlała całą tę przestrzeń wodną, na której ni fali, nie[1] zmarszczki nawet nie było. Statek nasz stał najdoskonalej nieruchomo. Na jego powierzchni i na pobrzeżu poruszali się ludzie osady, jak cienie czarne na tle świetlnej atmosfery.
W tej chwili kroczyliśmy po wyniosłej skarpie skalistej, podpierającej sklepienie jaskini. Drapieżne ptaki krążyły tu i owdzie w zmroku przestrzeni, albo uciekały z gniazd zawieszonych na skalistych urwiskach. Były to jastrzębie białe pod brzuchem i krzykliwe pustułki; piękne i tłuste dropie umykały po pochyłościach, tak szybko, jak im tylko dozwalała tego zręczność ich szczudeł. Można sobie wyobrazić, jak Ned Land przyglądał się pożądliwie tej pysznej zwierzynie! A co się nażałował, że nie miał z sobą strzelby! Nie mogąc ołowiem poczęstować którego dropia, próbował dosięgnąć ich kamieniem i udało mu się nareszcie zranić jednego. Nie będzie to przesadą, gdy powiem, że, aby go schwytać, narażał swoje życie ze dwadzieścia razy — ale schwytał nareszcie ptaka i wpakował też do sakwy.
Z powodu niemożności posuwania się dalej tą skarpą, potrzeba było zejść na brzeg. Nad naszemi głowami rozwarta paszcza krateru wyglądała jak wejście do olbrzymiej studni. Widzieć można było przez ten otwór niebo nad górą i sunące po niem chmury, zachodnim wiatrem szarpane; widać było, jak wlokły za sobą po wierzchołku góry mgliste swe łachmany. Było to znakiem, że bardzo blisko płynęły, bo szczyt góry wznosił się nad poziom morza nie więcej nad osiemset stóp.
Wpół godziny po ostatnim znakomitym czynie Kanadyjczyka, dostaliśmy się na drugi brzeg jeziora. Jedynym okazem roślinności były tu szerokie łany małej rośliny baldaszkowej, wybornej do smażenia, nazywanej koprem morskim. Conseil nazbierał tego kilka pęczków. Ze zwierząt widniały tysiące skorupiaków wszelkiego rodzaju: homary, kraby, kosarze, galateje i ogromna liczba muszli: porcelanek, rozkolców i czaszołek.
W miejscu tem znaleźliśmy wspaniałą grotę, na której miałkim piasku ja i moi towarzysze rozciągnęliśmy się rozkosznie. Ściany tej groty, oczyszczone ogniem, wyglądały jak emalją pokryte, a iskrzyły się od drobniutkiego pyłku miki, którym hojnie były usypane. Ned Land macał po murach i chciał dociec, jakiej też są grubości.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – ni.