Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 244.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wstępowaliśmy coraz wyżej. Skiby były coraz przykrzejsze i węższe, a rozdzielały je głębokie jamy, przez które trzeba było przeskakiwać. Niejedno miejsce trzeba było okrążać. W innych znów sunąć się na kolanach, albo i na brzuchu czołgać. Ale przy zręczności ruchów Conseila i sile Kanadyjczyka pokonało się wszelkie te przeszkody.
Gdyśmy podeszli na jakie trzydzieści metrów wgórę, natura gruntu zmieniła się, ale przebywanie jego nie stało się łatwiejsze. Po zwałach i trachytach nastąpiły czarne bazalty. Miały one kształt albo ogromnych płyt o powierzchni gruzełkowatej i pęcherzykowatej, albo regularnych złamów, ustawionych jak sklepienia — rodzaj architektury naturalnej. Pomiędzy temi bazaltami wiły się skrzepłe dziś potoki lawy, ponapuszczane rysami smoły ziemnej, a tu i owdzie rozścielały się niby obrusy, warstwy siarki. Światło dzienne, dochodzące przez otwór krateru, coraz jaśniej oświetlało te wulkaniczne wytwory, nagromadzone na wieczne czasy wewnątrz tego wulkanu wygasłego.
Musieliśmy jednak zaniechać pięcia się pod górę, dosięgłszy jakich 250 stóp wysokości, gdyż natknęliśmy się na przeszkody nieprzezwyciężone. Sklepienie zaczynało się zaokrąglać: dotąd wstępowało się prawie prosto, teraz trzeba było posuwać się po zaokrąglającej się powierzchni. Roślinność zaczęła tu mieszać się z minerałami. Krzaki, a nawet czasem drzewa, występowały z załomów ściany. Poznałem wilczomlecz (euphorbia), z którego sok wyciekał; heljotropy, tak nazwane od słońca (helios), nie usprawiedliwiały tu swego miana, bo promienie słoneczne nic dochodziły do nich nigdy — to też gronka ich kwiatowe pochylone wyglądały jak zwiędłe, a woniały, jak zwietrzałe. Tu i owdzie jastruny (chryzantemy) lękliwie wyglądały z pod stóp aloesów, których długie liście smutny i chorowity miały pozór. Spostrzegłem też między fałdami lawy maleńkie fiołki, mające jeszcze nieco woni, którą rozkosznie wdychałem. Woń, to dusza kwiatu! a kwiaty morskie, jakkolwiek wspaniałe, nie mają woni!
Spotkaliśmy silne smokowce (dracena), rozpierające skałę żylastemi swemi korzeniami, gdy Ned Land zawołał:
— Panie, panie! ul!
— Co, ul? — zawołałem z niedowierzaniem.
— Tak jest, ul. Pszczoły brzęczą naokoło. — Zbliżyłem się i przekonałem się, że tak jest istotnie.. Przy otworze w pniu smokowca widniało kilka tysięcy tych przemyślnych owadów, znajdujących się wszędzie na wyspach Kanaryjskich.
Ani wątpić należało, że Kanadyjczyk zapragnie zrobić sobie zapas miodu, a nie przystało mi opierać się temu. Zebrał więc nieco suchych liści, posypał je siarką, zapalił i jął podkurzać pszczoły.