Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nistym i kruchym. Zwierzątka te rozradzają się przez pączkowanie, to jest przez odrastanie jednych z drugich — mają więc życie wspólne, ale niemniej i oddzielne. Jest to przykład socjalizmu naturalnego. Znane mi były ostatnie badania uczonych nad tym dziwnym zwierzokrzewem, rozrastającym się w krzew, a zarazem zamieniającym się w kamień. To też niezmiernie byłem ciekawy zobaczyć te lasy skaliste, jakiemi natura uposażyła dno mórz niektórych.
Oświetliwszy sobie drogę aparatem Ruhmkorffa, szliśmy obok tworzącej się dopiero ławicy koralowej; zczasem zapełni ona pewno tę część oceanu Indyjskiego. Postępowaliśmy wzdłuż niezmiernie gęstych i poplątanych krzaków koralowych, pokrytych jakby małemi kwiatkami, prążkowanemi biało. Tylko że te krzaki nie rosły jak na ziemi, zdołu do góry, ale przeciwnie, przytwierdzone do skał, wszystkie rozrastały się od góry wdół.
Tysiące czarujących obrazów powstawało ze świateł igrających w tych żywemi koralami zalanych rozgałęzieniach. Zdawało mi się, że widzę, jak rurki te członkowate i cylindrowe drgają pod falowaniem wód. Pokusa mnie brała, żeby zbierać te świeże korony kwieciste, ozdobione delikatnemi szypułkami: jedne ledwie rozwinięte, drugie rodzące się dopiero, głaskane lekkiem dotknięciem szybko poruszających płetwami rybek, przyciągających jakby chmura ptactwa. Ale zaledwie zbliżyłem rękę do tych żyjących kwiatków, do tych czułek ożywionych, a natychmiast uciekały; białe ich kielichy kryły się w czerwone rurki, kwiaty rozpływały się w moich oczach, a krzak zmieniał się w kawał kamienistego wzgórka.
Przypadek nadarzył, żem spotkał najpiękniejsze okazy zwierzokrzewów. Korale tego miejsca dorównywały pięknością tym, które się pojawiają w morzu Śródziemnem, na brzegach Francji, Włoch i Berberji. Żywe ich barwy usprawiedliwiały owe poetyczne nazwy: „kwiaty krwi”, „piany krwawej”, nadawane w handlu najpiękniejszym okazom. Cena korala dochodzi niekiedy do 500 franków za kilogram; a w tem tu miejscu było go tyle pod falami morskiemi, że wszyscy na świecie poławiacze korali mieliby się czem zbogacić. Kosztowny ten twór podmorski, w połączeniu z innemi polipniakami, tworzył ławice zbite i powikłane, zwane „macciota”, na których tu i owdzie widzieć się dawały okazy korala różowego.
Krzaki stawały się coraz gęstsze, wyrosty potężniały. Prawdziwe ulice i galerje skamieniałe, fantazyjną zdobne architekturą, otwierały się przed naszemi oczami.
Kapitan Nemo wszedł w ciemną galerję, której łagodna pochyłość sprowadziła nas do głębokości stu metrów. Światło naszych latarń czarodziejski sprawiało widok, czepiając się chropowatych nierówności tych naturalnych arkad i sklepień, które się zdawały jakby pobryzgane ognistemi punktami. Pomiędzy koralowemi krzakami były inne niemniej ciekawe: melity, irydy o rozgałęzieniu stawowatem; kę-