Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To prawda, że nie na rożnie — odparł Kanadyjczyk — ale z pewnością w piecu. Tak tu ciemno. Na szczęście mam mój „bowieknife”[1] przy sobie, a widzę jeszcze tyle, że użyć go potrafię w potrzebie. Pierwszy z tych zbójów, który się zbliży do mnie...
— Nie gniewaj się niepotrzebnie, Ned, i nie narażaj nas wszystkich tą przedwczesną gwałtownością. Kto wie, czy nas nie podsłuchują. Lepiej starajmy się dowiedzieć, gdzie jesteśmy.
Szedłem poomacku. Wkrótce napotkałem ścianę z blach spajanych. Zwracając się w przeciwną stronę, znalazłem stół drewniany obstawiony stołkami bez poręczy. Podłoga tego więzienia zasłana była dość grubą matą z formium, co przygłuszało odgłos kroków. Na gołych ścianach nigdzie nie było śladów drzwi ani okien. Conseil, idąc z przeciwnej strony, spotkał się ze mną — i powróciliśmy do środka tej kajuty, mającej, jak się zdawało, dwadzieścia stóp długości, a dziesięć szerokości; wysoka zaś była tak, że Ned Land, pomimo swego ogromnego wzrostu, swobodnie się w niej mieścił.
Pół godziny upłynęło tak bez żadnej zmiany, gdy nagle z zupełnej ciemności wzrok nasz przeszedł do światła bardzo natężonego. Więzienie nasze rozwidniło się odrazu, to jest napełniło się światłem tak mocnem i żywem, że z początku znieść tego blasku nie było można. Po białości i natężeniu poznałem światło elektryczne, wywołujące wkoło statku podmorskiego owo zjawisko fosforescencji. W pierwszej chwili zamknąłem oczy mimowolnie, a otworzywszy je, spostrzegłem, że światło wydobywało się z matowej półkuli, umieszczonej w górnej części kajuty.
— Nareszcie widać coś przecie! — zawołał Ned Land, który ze swym nożem w ręku stał w postawie obronnej.
— Nie mniej jednak — zauważyłem — położenie nasze ciągle jest ciemne.
— Cierpliwości! — odezwał się powolny i spokojny Conseil.
Oświetlenie kajuty pozwoliło obejrzeć ją w najdrobniejszych szczegółach. Nic w niej nie było prócz stołu i pięciu stoików. Drzwi ukryte musiały być hermetycznie zamknięte. Żaden szmer nie dochodził do naszych uszu. Wszystko zdawało się martwem wewnątrz tego statku. Czy posuwał się on naprzód, czy był na powierzchni oceanu, czy też zanurzył się w jego głębiach — odgadnąć tego nie mogłem.
Jednakże światło nie bez przyczyny się ukazało. Sądziłem, że wślad za nim przyjdą i ludzie. Nie oświetla się miejsca, jeżeli się chce zapomnieć o istotach tam zamkniętych.
Nie omyliłem się. Wkrótce posłyszeliśmy hałas odsuwanych rygli; drzwi się uchyliły, weszło dwu ludzi.
Jeden był małego wzrostu, muskularny, barczysty, z członkami silnie rozrośniętemi, z głową dużą, obficie pokrytą czarnemi wło-

  1. Duży nóż, jaki Amerykanie zwykle noszą przy sobie.