Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lał kierownika tratwy wraz z jego ludźmi do ciągłej walki z lodowcami zapomocą wielkich drągów, to przecie zdawało się, że to sama natura nagromadzała te odłamy lodu na rzece, aby zatamować Tatarom dostęp do Irkucka dogodną w innej porze roku drogą wodną. A zarazem owe kry, wielokształtne i ogromne, ścierające się i pękające, przykrywały wysokością swoją i zagłuszały hukiem pochód tratwy w pośrodku szerokiej rzeki, gdyby jakoweś oczy, śledzące z wybrzeży, mogły przebić mgłę nocną i jakoweś uszy rozróżniły odrębny ton śród poszumu fal. Pielgrzymi umilkli — modlili się teraz w sercach...
Najgorszem było, że temperatura spadła nagle, dął mroźny wicher i kłuł poprostu twarze podróżnych. Jolivet i Blount, przytuleniu do siebie, starali się wzajem ogrzać tym aljansem anglo–francuskim. Nadja i Strogow znosili chłód bez skargi, jakkolwiek dotkliwie cierpieli. Strogowa zajmowała tylko jedna myśl: oby narastająca kra nie zatrzymała tratwy przed dopłynięciem do Irkucka. Nadja, zbliżając się do Irkucka, mimowoli ścigała obraz dawno niewidzianego ojca wygnańca, przypominała słowa zmarłej matki, które miała mu zawieźć; poczem myślała o tem, jak wskaże ojcu bohaterskiego „brata“, który mu przywiódł córkę, a sprawionego przez się cudu sam nigdy nie zobaczy! Serce jej ściskało się boleśnie...
Jolivet spojrzawszy na nią, mruknął do Blounta:
— O niej możnaby stworzyć poemat, gdyby nie to zimno...
Blount odparł:
— Na tym mrozie ścina się nawet proza dziennikarskich pomysłów...
Naraz mroki nocy rozdarło czerwone światło. Paliły się wsi i lasy nadbrzeżne. Refleksy ognia na