Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Korespondenci ofiarowywali marynarzowi złoto.
— Wejdźcie — odparł sucho — tu się płaci tylko narażeniem życia.
— Nadziu! — rzekł cicho Strogow — gdy wejdą, przyprowadź ich do mnie.
— Dobrze.
Francuz i Anglik byli rozpromienieni. Opuściwszy armję Feofara, oni też zostali odcięci od rzeki Dinki przez nagłe wysunięcie się z południa trzeciej kolumny Tatarskiej. Dotarłszy do portu Angary, zrozpaczyli o możności przedarcia się do Irkucka, nie znalazłszy tu ani statków, ani łodzi, które zdawna uniosły zbiegłą ludność. Aż oto przysłużyła się im przypadkowa tratwa.
Wtem na ramieniu Joliveta spoczęła czyjaś ręka. Odwrócił się, krzyknął radośnie. Stała przed nim urocza Liwonianka. Uczyniła gest milczenia palcem na swoich drobnych ustach. Jolivet powtórzył gest Blountowi. I obydwaj poszli za Nadzią wzdłuż tratwy. Można wyobrazić sobie ich zdziwienie, gdy ujrzeli przed sobą Strogowa, który według nich już dawno musiał przebywać na tamtym świecie — oraz ich współczucie, gdy Nadja szepnęła im:
— „On nie widzi. Tatarzy go oślepili.“
Rozmowa między ślepcem a nimi była lakoniczna.
— Zechcecie panowie zatrzymać w tajemnicy moje nazwisko i charakter mej podróży. Proszę o to. Czy dotrzymacie?
— Pod słowem honoru, tak! — rzekł Francuz.
— Słowo gentlemana! — uroczyście potwierdził Anglik.
Korespondenci półgłosem zakomunikowali Strogowowi ważne nowiny. Trzy kolumny tatarskie już dokonały operacji zjednoczenia się i ruszyły na Irkuck.