Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Skąd?... Ja pochodzę z Koływani.
— A!... Czyś pan nie służył w telegrafie?
— Tak jest.
— Kiedy pewien Anglik telegrafował wersety biblijne, a pewien Francuz — kuplety?
— Może... Ale ja nie mam zwyczaju pamiętać depesz. Zapominać — to mój obowiązek.
Tak jechano dwie godziny Wypoczywano godzinę. Na postoju podróżni jadali z wiernym psem Sirko. Mikołaj zachęcał gości do korzystania z jego prowizji, której zapasy mogły starczyć dla dwudziestu osób aż do Krasnojarska.
Po dniu podróży Nadja odzyskała siły. Nocą spała wybornie. Mikołaj również chrapał. Wówczas Strogow w ciemności namacywał lejce i przyśpieszał trucht konika, zbyt oszczędzanego przez flegmę pana. Koń biegł kłusem. Mikołaj budził się zdziwiony. Ale podróżni zyskiwali wiorst kilka.
Tak przekroczono rzekę, Iszymsk, osady Berykilskoje, Kiskoje i t. d. — wszystkie wyludnione skutkiem ucieczki ludności przed najazdem. Przebyto olbrzymie lasy jodłowe, z których zda się nie było wyjścia, wszędzie rozciągała się pustynia.
Dnia 22 Sierpnia po sześciu dniach wspólnej podróży dotarto do Atczyńska. Dzieliło ich jeszcze 120 wiorst od Krasnojarska Nadja i Strogow z niepokojem myśleli o chwili, kiedy wypadnie rozstać się z miłym, acz flegmatycznym towarzyszem. Starał się on rozerwać ślepca, zastępując mu za przykładem Nadzi brak oczu opisem szczegółowym przebieganej drogi.
— A jaka pogoda? — spytał raz Strogow.
— Nie zła. Ale to koniec lata. Jesień jest krótka. Nastąpią zimna. Może Tatarzy powstrzymają się w pochodzie na Irkuck.