Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ramion, zwinnemi skrętami figury, sceny mimiczne, w otoczeniu tancerek, które reprezentowały oryginalne typy włóczęgowskiego plemienia, rozsianego po całym świecie.
Cymbały, klekotki, tamburyna baskijskie pobudzały taneczną ochotę tych prawdziwych korybantów. Wystąpił potem piętnastoletni cygan i śpiewał piosnkę o dziwacznym rytmie, uderzając w takt jej w dwie brzęczące struny swojej dutary. Tańczące otaczały go skocznym wiankiem.
Z rąk Emira, a jego śladem — z rąk dygnitarzy i oficerów posypał się na tancerzy istny potok złota i srebra.
— Cudowny deszcz złodziejski! — szepnął Jolivet.
W istocie był to owoc rabunków. Prócz tomanów i cekinów tatarskich sypały się dukaty i ruble moskiewskie.
Coraz głuchszy głos kata powtarzał za plecami Strogowa: „Wytrzeszcz oczy! Patrz!“... Ale wykonawca wyroku nie miał już szabli w ręku.
Tymczasem słońce zaszło. Rozpostarł się zmierzch. Pojawiły się na placu setki niewolników z pochodniami w ręku. Cyganki i Persjanki wyginały się w oryginalnych pozach i grupach przed tronem Emira, kołysząc palcami różnokolorowe latarki. Brzęczały harfy. Brzmiały gardłowe głosy chórów. Widok ruchomej iluminacji sprawiał wrażenie czarodziejskie.
Teraz między tancerki wmieszali się z brawurą żołnierze. Wywijali obnażonemi szablami, strzelali z pistoletów. Z luf, nabitych kolorowym prochem chińskim, wywijały się serpentyny obłoczne — czerwone, zielone, błękitne... Baletnice i żołnierze zmieszali się w szalonym wirze i wrzawie, ogarnięci furją uciechy.
Jakkolwiek Jolivet był zblazowany, jednak kręcił