Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzuciwszy z ukosa wzgardliwe spojrzenie na Strogowa, podążył za nim.
Dwaj korespondenci wycofali się cichaczem. Byli skonfundowani.
— Co za kraj! co za dziwni ludzie! — wymachiwał rękoma z żarem Jolivet. Tu kupiec idzie w pojedynkę na niedźwiedzia. A pogromca niedźwiedzia tchórzy przed pyszałkowatym kozłem!
Za oknami dał się słyszeć tętent koni i klaśnięcie z bicza. Karetka odjeżdżała.
Strogow i Nadia zostali sami w izbie pocztowej. On siedział nieruchomy. Zdawał się posągiem. Na jego twarz, przed chwilą bladą, występował teraz rumieniec. Ale to nie była czerwień wstydu. Coś innego pulsowało we krwi.
Nadja nie wiedziała, co ma myśleć o tajemniczych powodach, które kazały temu bohaterskiemu człowiekowi wziąć na barki ciężar takiego poniżenia. Ale zbliżyła się doń, jak ongi w kancelarji policji w Nowogrodzie:
— Podaj rękę, bracie!
I gestem prawie macierzyńskim obtarła łzę, która nawisła na jego rzęsach.


ROZDZIAŁ XIII.
Ponad wszystko obowiązek.

Wypadło pozostać w gospodzie pocztowej na noc.
Strogow pozostał niemy przez cały wieczór.