Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A pan nie wytchniesz nawet godziny? — zdziwił się Jolivet.
— Nie! nie chciałbym się spotkać z pasażerem z karetki.
— Czyżbyś się pan go bał? — zdziwił się Blount.
— Nie... ale boję się niespodzianek.
— A więc żegnaj pan i pozwól sobie życzyć szczęśliwej podróży.
— I daj nam Boże, spotkać się jeszcze w szczęśliwszych okolicznościach, niż za pierwszym razem! — dodał francuz.
W tej chwili drzwi domku pocztowego otworzyły się. Na progu zjawił się jegomość barczysty, wysoki postawy wojskowej, z ogromnemi wąsiskami i rudemi faworytami, lat około czterdziestu:

— Konie! krzyknął do pocztmistrza.
— Niestety, brak mi na razie — skłonił się tamten.
— A te... w zaprzęgu?
— Już wynajęte — ot, przez tego podróżnego.
— Wyprządz!
Strogow wystąpił naprzód i hamując się, rzekł:
— To są moje konie.
— Nic nie znaczy! Nie mam chwili do stracenia.
— Ja też! — zauważył, wciąż hamując się, Strogow.
— Bajki!... Słyszałeś pan mój rozkaz, wyprządz i zaprządz do karetki! — zwrócił się ponownie do pocztmistrza nowoprzybyły, odwróciwszy się od Strogowa.
Pocztmistrz stał niepewny, co ma czynić. Nadja stanęła obok Strogowa, starając się nie zdradzić niepokoju. Obaj korespondenci gotowi byli pomódz Strogowowi na wezwanie. Ale on ważył w myśli położenie: nie chciał powoływać się na przywileje „podo-