Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zemną, bo dał mi Ciebie!...
Strogow trafnie nalegał na posunięciu się pod górę z niebezpiecznej śród wichury pochyłości. Pod olbrzymim występem skały znaleziono szerokie zagłębienie, w którem jako tako umieścił się tarantas z końmi i woźnicą. Była tu jeszcze pieczara, gdzie Strogow i Nadja mogli się schronić. Wicher szedł bokiem; nie zabryzgiwały ich już strugi deszczu, spadającego z nieba potopem.
— Nawałnica jest tak wściekła, że z pewnością nie będzie długa. Ale przed wschodem słońca nie wyruszymy stąd.
„Nie chciałabym, abyś opóźnił swój wyjazd ze względu na moje bezpieczeństwo...
— Nie, dziecko! Ale jechać teraz byłoby to ryzykować więcej, niż twoje i moje życie. Byłoby to oddać na los szczęścia wielkie zadanie, które mam spełnić.
— A! obowiązek — rozumiem...
Tej samej chwili piorun uderzył w samotną sosnę na pobliskiem urwisku. Stanęła w ogniu — jak gromnica. Jamszczyk doznawszy wstrząsu, padł na ziemię. Michał Strogow poczuł, że ręka Nadi mocno ścisnęła jego dłoń. Śród huku gromów szepnąła mu tuż przy uchu:
— Bracie! słyszysz? — ktoś krzyczy... wzywa pomocy.